HISTORIA
 

Ciekawostki historyczne


  
O strzegomskim upiorze, czarownicy i podstępnych grabarzach
Autor: Marek Żubryd


Wszelkie historie o upiorach zjawach i czarownicach były bardzo popularne w dawnych czasach. Ludzie zawsze lubili się bać, stąd też duża popularność filmów grozy. Niski poziom wiedzy, zabobony i przesądy powodowały, że wydarzenia, których przyczyn nie potrafiono wyjaśnić były przypisywane mocom nadprzyrodzonym.
Ciekawą historię o upiorze przekazuje w swojej kronice miasta Strzegomia Julius Filla. Autor w bardzo dokładny sposób opisuje wszystkie wydarzenia dotyczące śmierci szewca i wypadków, które wydarzyły się po jego śmierci. Historia rozpoczyna się w dniu 20 września roku 1591 wcześnie rano. Wówczas żona szewca znalazła jego ciało w ogrodzi z tyłu domu. Szewc miał podcięte gardło a obok jego ciała leżał jego szewski nóż. Wszystko wskazywało na samobójstwo. Chcąc uniknąć hańby jego żona, w porozumieniu ze swoją siostrą, ukryła ciało w domu, a sąsiadom powiedziała, że mąż zmarł w sposób naturalny. Następnie razem przy pomocy zaufanej kobiety umyła ciało z krwi i zaszyła rozciętą ranę, w taki sposób, że nie było widać żadnego śladu skaleczenia. Ciało zmarłego zostało ubrane i włożone do trumny. Nawet proboszcz, który przyszedł pocieszyć wdowę, nie dowiedział się prawdy o tym, co zaszło. Trzeciego dnia po tych wydarzeniach szewc został pochowany na cmentarzu.

Sześć tygodni później rozniosła się po mieście straszliwa pogłoska, która rozpowszechniała się wśród mieszkańców bardzo szybko. Mieszkańcy Strzegomia zaczęli widywać zmarłego szewca w mieście, jak kąpał się w piwie w piwnicy mieszczańskiej. Nawet jego dzieci widywały go na ulicach i prosiły ojca o pieniądze na bułki, jednak on wyganiał je do matki. Duch szewca straszył wielu ludzi, także w sąsiednich wioskach. Od chłopów, którzy byli mu winni pieniądze żądał zwrotu długów. Ponieważ coraz więcej osób mówiło o tym, że widziało ducha zmarłego szewca, zaczęły krążyć w mieście pogłoski, że nie zginął on w sposób naturalny, lecz popełnił samobójstwo i dlatego jego dusza błąka się po świecie i nie może zaznać spokoju wiecznego. Wreszcie wskutek ostrego śledztwa rady miejskiej, jego rodzina przyznała się do zatuszowania rzeczywistych powodów śmierci, ale prosiła, aby postępować ostrożnie, ponieważ nawet jego żona nie jest pewna czy to było samobójstwo czy też morderstwo.

Rada nie podjęła, więc ostatecznej decyzji, stwierdzając w piśmie do urzędu królewskiego, że nie jest wstanie ustalić prawdziwych przyczyn śmierci szewca. Wówczas duch zaczął jeszcze bardziej dokazywać. Już po zachodzie słońca można było go zauważyć Nikt w mieście nie czuł się bezpieczny, niekiedy ukazywał się ludziom w łóżku, czasami wpadał w środek łóżka, innych śpiących chciał nawet udusić i powiesić. U niektórych osób, którym ukazał się w nocy widać było rano szerokie niebieskie plamy, jakby po silnym ucisku. Na wszystkich padł taki strach, że ludzie opuszczali swoje domy i musieli szukać bezpieczniejszego miejsca. Jednak mimo zapalania świateł w domach i na ulicach, duch przychodził ciągle we wszystkie tygodnie i atakował coraz więcej ludzi.

Ponieważ niebezpieczeństwo wzrastało, władze zwierzchnie postanowiły wreszcie, po tym jak ciało leżało w grobie już prawie 8 miesięcy, a mianowicie od 22 września 1591 roku do 18 kwietnia 1592 roku, za zgodą pana starosty, w nocy około całej 1 godziny otworzyć grób w obecności rady strzegomskiej, ławników i innych, o których pomoc poprosiły władze zwierzchnie, aby uzyskać pewność, co do swoich podejrzeń. Kiedy grób został otwarty, ciało znaleziono w całości. Nie było zepsute w żadnym miejscu, lecz tylko nabrzmiałe jak kocioł, a wszystkie członki były razem i na swoich miejscach. Co było zadziwiające, jakby nie zmarł w sposób naturalny, nie był zesztywniały, lecz jakby się poruszał, wyginał. I jak twierdzili prawie wszyscy czarownicy, także ten tutaj miał na dużym palcu prawej stopy dużą rosnącą różę. Natomiast rana w gardle nie miała śladu zgnilizny.
Wykopane ciało było trzymane od 18 do 24 kwietnia na katafalku i pilnowane przez dzień i noc. Każdy mógł podejść i je oglądnąć. Nawet z okolicznych miejscowości przybyło tutaj około 1000 osób.

Błąkający się duch zamiast się uspokoić, dokazywał jednak jeszcze bardziej, tak jakby ciało pochowano pod szubienicą w niepoświęconej ziemi. Wreszcie wdowa poszła do Najjaśniejszej Rady, aby oznajmić, że ona nie będzie się już więcej sprzeciwiać i pozwoliła, aby postąpili z jej byłym mężem zgodnie z surowym prawem. Wówczas władze miejskie w dniu 2 maja 1592 roku kazały katu wykopać ciało z ziemi i po stwierdzeniu, że ciało stało się większe przystąpiono do wykonania wyroku. Najpierw przy pomocy szpadla, obcięto mu głowę, ręce i nogi, wreszcie po otwarciu pleców wyciągnięto mu całe, nienaruszone serce, tak jak zaszlachtowanemu cielakowi. Na koniec ciało położono na wysokim, dużym stosie drewna, na który rzucono dużo nieczystości, na dwa łokcie wysoko i wszystko razem spalono. Ale ponieważ nie wolno było, aby ktoś przesądny zebrał trochę popiołu lub kawałeczki z nóg w celu nadużycia, zostali wyznaczeni strażnicy, aby nikt nie mógł tam podejść. Kiedy rano drewno i ciało spłonęło, popiół został zamieciony, i razem z wygaszonymi kawałkami włożony do worka i wrzucony do płynącej wody. Gdy to zrobiono, dzięki woli Bożej duch już więcej się nie pojawił.

Kilka lat później, 14 października 1594 roku zmarła, jak głosi kronika „stara Anna od Hanusa Opitza”. Została pochowana na cmentarzu miejskim. Jednak wśród mieszkańców miasta zaczęły szerzyć się pogłoski, że zmarła była czarownicą. Ludzie zaczęli mówić, że widzieli jej ducha, inni opowiadali, że próbowała ich straszyć. Aby przeciąć wszelkie te pogłoski rada miejska zarządziła nie tylko odkopanie i wyciągnięcie zwłok zmarłej, z poświęconej Bogu ziemi, ale także spalenie ich na szubienicy. Jak bardzo sprawa ta zaprzątała umysły mieszkańców Strzegomia niech świadczy zapis zamieszczony w starej księdze pogrzebowej kościoła katolickiego. Pisarz, który chyba sam uległ ogólnej histerii rozpoczął swoje sprawozdanie od napisania wyrazu: „Bestia. Jednak wyrażenie to wydało mu się zbyt drastyczne, dlatego kontynuował już trochę łagodniej: „die Venefica (czarownica) została wykopana dnia 21 listopada, została uznana za czarownicę i 25 dnia wspomnianego miesiąca została rozczłonkowana, wrzucona w ogień i spalona na popiół.”

Jednak nie tylko sprawy czarownic czy upiorów zaprzątały umysły ówczesnych mieszkańców naszego miasta. Strzegom, tak jak cały Śląsk był często obszarem, na którym dochodziło do częstych wojen. Jednym ze skutków tych wojen były epidemie, które pustoszyły miasta z większa siłą niż wszystkie działania wojenne. Wśród przyczyn powstawania chorób epidemicznych należy wymienić niski poziom higieny, jednak wówczas nikt o tym nie wiedział, dlatego też szukano winnych rozprzestrzeniających się zaraz wśród osób postronnych.
W roku 1587 zaraza wybuchła we Wrocławiu z taka siłą, że pozamykano szkoły i łaźnie publiczne, a kamera śląska przeniosła się najpierw do Świdnicy, a po 11 tygodniach do Strzegomia, w którym przebywała do 21 lutego. W roku 1599 zaraza powróciła. Podobnie jak w czasie poprzedniej epidemii, także i teraz kancelaria przeniosła swoją siedzibę do Strzegomia, gdzie pozostała do dnia 29 lutego 1600 roku. Jednak Strzegom nie uchronił się wówczas przez zarazą. Świadczy o tym liczba zmarłych. W roku 1598 zmarło tylko 77 osób, w roku 1599 już 157, a w następnym 158.

Cykliczne występowanie zarazy wywoływały wśród mieszkańców miast przekonanie, że nie może być to dziełem przypadku, że stoi za tym jakaś nieczysta siła. Przesądni ludzie zaczęli szukać winnych i szybko ich znaleźli. Kto mógł najbardziej skorzystać na wzroście liczby zmarłych? Oczywiście grabarze. Według plotek grabarze przygotowywali trujący proszek, który rozsypywali na ulicach i w domach. Gdy zaraza się rozszerzała i zbierała swoje straszliwe żniwo mogli nie tylko spokojnie obrabowywać ciała zmarłych, ale nawet dopuszczali się innych straszliwych niegodziwości. Jako głównych winowajców tych przestępstw w Ząbkowicach Śląskich autor kroniki wymienia dwoje mieszkańców Strzegomia: George Freidingera i jego żonę Annę. Wymiar sprawiedliwości postępował bardzo surowo. Nawet niewielkie przestępstwa były karane śmiercią, dlatego też oboje zostali skazani na karę śmierci.

Napisano na podstawie: Julius Filla, Chronik der Stadt Striegau, Striegau 1889

 

 

do góry  |